środa, 7 lutego 2018

"ZWYCIĘSTWO ALBO ŚMIERĆ" Robert Szmidt

Parę dni temu dostałem „Zwycięstwo albo śmierć”. To czwarty już tom „Pól dawno zapomnianych bitew”, wydawanych przez Rebis w serii Horyzonty Zdarzeń”.

W skrócie, to dalsza część przygód bohaterów, domknięcie wątków, ale jak to u Roberta, niespodziewane zwroty akcji.
Fakt, że można było się tego wszystkiego spodziewać, ale wiecie, jak to jest z którymś tam z kolei tomem, zawsze jest strach, że autorowi już się nie będzie chciało i potraktuje czytelnika jakąś spychoterapią 😉.
Od razu mówię, że czego jak czego, ale spychoterapii nie uświadczymy. I być może zabrzmi to trochę jak laurka, ale cóż poradzić - przyznaję się bez bicia, że bardzo lubię tą serię.

To, że Robertowi udaje się trzymać w napięciu, dla kogoś, kto twórczość tego autora zna, nie jest niczym nowym. Jest to także zaleta tej książki a właściwie całego cyklu. Natomiast nie musicie się obawiać odgrzewania kotletów charakterystycznych dla n-tych tomów. W „Zwycięstwo albo śmierć” pojawiają się wątki, które pewnie będą rozwinięte w następnych książkach w tym uniwersum, z czego, jako miłośnik cyklu, jestem bardzo zadowolony. Świat wykreowany przez Roberta aż woła o kolejne historie, o coś, co wytłumaczy pewne sytuacje, zachowania bohaterów czy kształt i zasady tego świata. Sam wątek „aniołów” aż prosi o rozbudowanie czy jakąś retrospekcje.

Wracając do knigi, zastanawiałem się, czy po tak długiej przerwie (poprzedni tom czytałem rok temu), wielu innych pochłoniętych książkach (przyznaję się wam, że czasami mi się nakłada akcja jednej na drugą, lub przygody i z czasem bohaterowie zaczynają mi się miksować) będę w stanie bez jakiś powtórek śledzić akcję. Okazało się jednak, że nie miałem z tym najmniejszego problemu. Mimo tego czasu, o którym wspomniałem, książkę czyta się bardzo dobrze.

Ci, którzy czytali poprzednie tomy, mają już pewnie swoich ulubionych bohaterów. Henryan, Nike, Rutta, Admirał Farland czy może pani kanclerz Modo. Wiedzą, że polityka, którą obserwujemy w tym uniwersum jest brutalna, cyniczna i wręcz dosłownie mordercza. Są przygotowani na akcję dziejącą się symultanicznie w wielu miejscach, co jednocześnie dzięki kunsztowi autora nie powoduje utraty sensu poczynań bohaterów.

Dobra teraz dla podsycenia ognia: w tym tomie ludzkość zaczyna być bardziej przygotowana, poprzez doświadczenia i krwawo zdobytą wiedzę, staje się przeciwnikiem, który zaczyna się odgryzać. Bitwy kosmiczne o olbrzymiej skali, z wykorzystaniem nowych statków, technik i oczywiście sugestii Henrayana (i nie tylko), powodują olbrzymi dreszcz emocji. Polityka pokazana od kuluarów, tak bezwzględnie i jednocześnie realnie. To, że nie ma przyjaciół tam, gdzie jest władza a elementem przetargowym jest wszystko, nawet ponętne ciało pani kanclerz… Każde zaś zdarzenie może być fintą w fincie. Jeśli chodzi o świat, a raczej całe uniwersum, znów wiemy więcej. Także o innych mieszkańcach wszechświata i to o takich, o których jeszcze nic nie słyszeliśmy. Ich technologia przerasta wszystko, co dotychczas nasi bohaterowie uznawali za szczyt poznania. Autor nie zapomniał nawet o Wojownikach Kości: Suhurowie powrócą z misją, która może uratować świat, także ten ludzki. Nikomu nie jest łatwo, bohaterom tej knigi w szczególności. To co się dzieje i to co działo się kiedyś, wszystko jest z sobą powiązane. Choć o demonach z przeszłości rodziny Henryana pewnie jeszcze usłyszymy.

Prawda, że robi się gorąco? To tylko zarys tego, co Robert przygotował dla nas w tym tomie. Polecam, ta książka to kawał dobrej roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz