
Tą książkę trzeba jednak traktować z przymrużeniem oka, jako totalną rozrywkę. Myślę, że nadałaby się do stworzenia scenariusza filmu czy komiksu o superbohaterach.
Co do samej książki, jest dla mnie nierówna. I nie chodzi mi tutaj o jakość tekstu pod względem umiejętności i warsztatu autora, ale właśnie o treść. Marcin opisał tak szalone zachowanie bohaterów, co zresztą jest wymuszone założeniami tego uniwersum, i teoretycznie odpowiada moim wyobrażeniom o „orkowej” apokalipsie, ale…. No właśnie, mam wrażenie, że momentami przeciągnął strunę. Używanie przez bohaterów wulgaryzmów nie zawsze jest konieczne, a czasami psuje odbiór. Niektóre przygody bohaterów i ich zachowanie wydają mi się trochę za bardzo, nawet jak dla mnie, zwariowane. To trochę psuje całokształt i, przynajmniej u mnie, wywoływało coś w rodzaju westchnięcia: eee no, kurczę, naprawdę? Dlatego też (jak już wcześniej pisałem) akcja wydaje mi się bardziej komiksową czy filmową w stylu Hollywoodzkim i superbohaterskim.
Nie zmienia to faktu, że w innym miejscu kniga porywa czytelnika swoją dynamiką i pomysłowością. Są chwile, gdy trudno opanować wesołość, ale i momenty, gdy kręci się łezka w oku. Tak, to Marcin potrafi.
Reasumując, książka bardzo rozrywkowa, z wartką i totalnie zwariowaną akcją. Dająca dużo uśmiechu, ale i, momentami, zadumę. Warto przeczytać i bawić się, korzystając z humoru autora.
Ps. Opiniować tę książkę było mi ciężko z tego prostego powodu, że sam jestem w niej bohaterem. Występującym nawet dwa razy pod różnymi postaciami (w drugim tomie nawet w dwóch na raz

Na domiar, hmm wesołego, znam wiele postaci tam występujących, mających swoje pierwowzory w realu a przygody ich alter ego wywołują u mnie napady śmiechu (choć nie tylko).