wtorek, 18 kwietnia 2017

"GAMEDEC Sprzedawcy lokomotyw" Marcin Sergiusz Przybyłek

Mimo tego, że moja powłoka zbliża się do tych 5 krzyżyków, wewnątrz siedzi dalej chłopiec, któremu podobają się historie związane z grami, z rzeczywistością wirtualną oraz problemami, które mogą spotkać bohatera wirtualnym świecie.
Dla wielu z was to nie novum, ale może jest ktoś ciekawy jak to wygląda lub jak może wyglądać?
W grach światy mogą przybierać dowolne kształty, bohaterowie, w których losy możemy się wcielić, i przygody, zapewniane nam, wykreowane dla nas, nie mają żadnych ograniczeń. Oprócz, oczywiście, wyobraźni projektanta albo, jak w tym wypadku, autora powieści.
Właśnie tym jest seria książek Marcina Przybyłka „Gamedec”. Dzięki niej my, czytelnicy, możemy widzieć jedną z możliwych do zaistnienia przyszłości.
Wcześniejsze przygody gamedeka, czyli game-detektywa, zostały opisane w tomie „ Granica Rzeczywistości”, na który składa się dwanaście opowiadań.
W najnowszej książce Torkil Aymore zostaje postawiony przed wieloma problemami, które są dla niego totalną nowością. W teorii doświadczony gamedec, momentami staje przed ścianą, którą praktycznie musi przebijać własną głową. Musi zmierzyć się z olbrzymią ilością wrogów i... przyjaciół. Czasami, jak to w życiu, trudno ich od siebie odróżnić.
Nie każda z tych przygód jest dla naszego bohatera miła, choć mam wrażenie, że Marcin dobrze wyposażył Torkila i ma on możliwość bardzo szybkiej adaptacji do warunków, co pomaga mu w przezwyciężaniu problemów, jakie zostały przed nim postawione.
Jest inteligentny i błyskotliwy, podoba się kobietom (ma związek z dwoma, a właściwie trzema, w tym jedną na innej planecie). Prawdziwy as z tego Torkila. Tu trochę dziegciu rzucę. Mam czasem wrażenie, że za bardzo, za łatwo i może nawet za szybko wszystko się dzieje. Niby to plus, że akcja gna do przodu niczym superexpres, że Torkil, wmanewrowany w wielowarstwowe intrygi, cudem z nich wychodzi.
Odnoszę też wrażenie, że z dobrego, ale nie wybitnego detektywa, zmienia się w gościa, od którego sprawności zależą losy świata… Taki kondensat akcji i tempa powoduje, że tracimy poczucie bohatera, tej konkretnej osoby, dzięki której kibicujemy jego losom.
 Choć, jeśli przyjąć, że Torkil pozuje na superbohatera, to w sumie czemu nie patrzeć na tę książkę, jak na spisaną akcję filmu?

 Reasumując, dzięki wyobraźni Marcina, tę książkę, pełną dynamicznych zwrotów akcji, po prostu dobrze się czyta. Cały czas coś się w niej dzieje i czytelnik nie ma prawa się nudzić!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz