
Dla wielu z was to nie novum,
ale może jest ktoś ciekawy jak to wygląda lub jak może wyglądać?
W grach światy mogą
przybierać dowolne kształty, bohaterowie, w których losy możemy się wcielić, i
przygody, zapewniane nam, wykreowane dla nas, nie mają żadnych ograniczeń.
Oprócz, oczywiście, wyobraźni projektanta albo, jak w tym wypadku, autora
powieści.
Właśnie tym jest seria
książek Marcina Przybyłka „Gamedec”. Dzięki niej my, czytelnicy, możemy widzieć
jedną z możliwych do zaistnienia przyszłości.
Wcześniejsze przygody
gamedeka, czyli game-detektywa, zostały opisane w tomie „
Granica Rzeczywistości”, na który składa się dwanaście opowiadań.
W najnowszej książce Torkil
Aymore zostaje postawiony przed wieloma problemami, które są dla niego totalną
nowością. W teorii doświadczony gamedec, momentami staje przed ścianą, którą
praktycznie musi przebijać własną głową. Musi zmierzyć się z olbrzymią ilością
wrogów i... przyjaciół. Czasami, jak to w życiu, trudno ich od siebie odróżnić.
Nie każda z tych przygód jest
dla naszego bohatera miła, choć mam wrażenie, że Marcin dobrze wyposażył Torkila i ma on możliwość bardzo szybkiej adaptacji do
warunków, co pomaga mu w przezwyciężaniu problemów, jakie zostały przed nim
postawione.
Jest inteligentny i
błyskotliwy, podoba się kobietom (ma związek z dwoma, a właściwie trzema, w tym
jedną na innej planecie). Prawdziwy as z tego Torkila. Tu trochę dziegciu
rzucę. Mam czasem wrażenie, że za bardzo, za łatwo i może nawet za szybko
wszystko się dzieje. Niby to plus, że akcja gna do przodu niczym superexpres,
że Torkil, wmanewrowany w wielowarstwowe intrygi, cudem z nich wychodzi.
Odnoszę też wrażenie, że z
dobrego, ale nie wybitnego detektywa, zmienia się w gościa, od którego
sprawności zależą losy świata… Taki kondensat akcji i tempa powoduje, że tracimy
poczucie bohatera, tej konkretnej osoby, dzięki której kibicujemy jego losom.
Choć, jeśli przyjąć, że Torkil pozuje na
superbohatera, to w sumie czemu nie patrzeć na tę książkę, jak na spisaną akcję
filmu?
Reasumując, dzięki wyobraźni Marcina, tę książkę, pełną dynamicznych zwrotów akcji, po prostu dobrze się czyta. Cały czas coś się w niej dzieje i czytelnik nie ma prawa się nudzić!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz